Niewielka, ale bardzo ciekawa książeczka. To nie jest pozycja dla początkujących w tym okresie. Autor analizuje taktykę wojny secesyjnej z pozycji eksperta - nie wdaje się w przytaczanie przykładów, ale wchodzi w dyskusję z czytelnikiem, odnosząc się do globalnych czynników, kształtujących bitwy okresu 1861-1865, takich jak oświadczenie, wyszkolenie i uzbrojenie oddziałów, a także warunki panujące na polu walki. Dochodzi do interesujących wniosków. Twierdzi na przykład, że szczyt możliwości bojowych obie armie osiągnęły w roku 1863. Wcześniej żołnierze powoli zyskiwali doświadczenie bojowe, którego brak uniemożliwiał im wykorzystanie dostępnych środków, potem bardzo szybko tracili entuzjazm, charakterystyczny dla niedoświadczonych ochotników. Zrozumieli, ze wojna to nie tylko chwała zwycięstw, że bardzo łatwo jest zginąć. Dlatego tak dużego znaczenia nabierają w tym czasie umocnienia polowe i spada ilość ofensywnych akcji na polu bitwy.
Tak samo globalnie podchodzi autor do sposobu prowadzenia walki. Wykazuje, że na froncie wschodnim, dzięki początkowych sukcesom armia konfederacka uzyskała przewagę psychologiczną nad przeciwnikiem, i przewagi tej nie oddała niemal do końca wojny. Armie federalne same zadawały sobie klęski, przejęte niezrozumiała trwogą przed przeciwnikiem i kres temu położył dopiero generał Meade. Jak pisze Griffin: "W przeciwieństwie do swoich poprzedników - McClellana, Hokera i Burnside'a, Meade nie wpadł w panikę, gdy jego doskonale wyekwipowana i dobrze umocniona armia usłyszała wycie rebeliantów przetaczające się przed frontem". Inna sytuacja panowała na zachodzie. Tam armie federalne odniosły sukcesy na początku wojny i charakterystycznie - rebeliantom nigdy nie udało się odnieść wielkiego zwycięstwa, na miarę Second Manassas czy Chancelorsville. Dlatego wydaje mi się, że na wschodzie, konfederacja powinna być zachęcana do akcji ofensywnych, być może poprzez jakieś modyfikacje morale podczas ataku.
Kolejne rozdziały poświęcone sa zagadnieniom taktyczny. Griffin analizuje uzbrojenie i wyszkolenie obu armii. Okazuje się, że bardzo dużo czasu zabierała musztra, zarówno na poziomie batalionu jak i brygady czy nawet dywizji, dzięki czemu żołnierze nie mieli raczej problemów z manewrowaniem na polu bitwy, przynajmniej do czasu gdy nie zaangażowali się w walkę. Prawie zupełnie nie poświęcano natomiast czasu na ćwiczenia celności, z użyciem ostrej amunicji. Wynikałoby z tego, że piechurzy wojny secesyjnej tak naprawdę nie potrafili wykorzystać nowoczesnej broni gwintowanej, która znalazła się w ich rękach. Wiele miejsca poświęcono na analizę "chaosu pola walki". Pod ogniem przeciwnika pękała dyscyplina i każdy żołnierz walczył samodzielnie. Utrudnione było przekazywanie komend, do czego przyczyniało się też zróżnicowane pole walki. Żołnierze chętnie otwierali ogień, co zmniejszało ich stres, ale trudno było ten ogień przerwać. Bardzo przydatne są uwagi autora dotyczące organizacji na polu bitwy. Już przy lekturze ksiązki "Maps of Gettysburg" zauważyłem, że organizacja brygadowa nie miała często odzwierciedlenia w walce. Pojedyncze pułki oddzielały się lub przyłączały do brygad, działały samodzielnie, a brygadierzy czasami w ogóle nie nadzorowali wszystkich podległych im jednostek, ograniczając się do dowodzenia najbliższymi. Griffith idzie dalej - podaje przykłady gdy mieszały się poszczególne regimenty, zarówno pod wpływem przypadku, ale także na rozkaz dowódców, używających pojedynczych kompanii do zatykania dziur w linii. Utwierdza mnie to w przekonaniu, ze podczas gry nie trzeba rozpatrywać poszczególnych pułków, ale wystarczy ograniczyć się do szczebla brygady lub dywizji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz