Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książki. Pokaż wszystkie posty

11.04.2011

Paddy Griffith. Battle tactics of the civil war.

Niewielka, ale bardzo ciekawa książeczka. To nie jest pozycja dla początkujących w tym okresie. Autor analizuje taktykę wojny secesyjnej z pozycji eksperta - nie wdaje się w przytaczanie przykładów, ale wchodzi w dyskusję z czytelnikiem, odnosząc się do globalnych czynników, kształtujących bitwy okresu 1861-1865, takich jak oświadczenie, wyszkolenie i uzbrojenie oddziałów, a także warunki panujące na polu walki. Dochodzi do interesujących wniosków. Twierdzi na przykład, że szczyt możliwości bojowych obie armie osiągnęły w roku 1863. Wcześniej żołnierze powoli zyskiwali doświadczenie bojowe, którego brak uniemożliwiał im wykorzystanie dostępnych środków, potem bardzo szybko tracili entuzjazm, charakterystyczny dla niedoświadczonych ochotników. Zrozumieli, ze wojna to nie tylko chwała zwycięstw, że bardzo łatwo jest zginąć. Dlatego tak dużego znaczenia nabierają w tym czasie umocnienia polowe i spada ilość ofensywnych akcji na polu bitwy.
Tak samo globalnie podchodzi autor do sposobu prowadzenia walki. Wykazuje, że na froncie wschodnim, dzięki początkowych sukcesom armia konfederacka uzyskała przewagę psychologiczną nad przeciwnikiem, i przewagi tej nie oddała niemal do końca wojny. Armie federalne same zadawały sobie klęski, przejęte niezrozumiała trwogą przed przeciwnikiem i kres temu położył dopiero generał Meade. Jak pisze Griffin: "W przeciwieństwie do swoich poprzedników - McClellana, Hokera i Burnside'a, Meade nie wpadł w panikę, gdy jego doskonale wyekwipowana i dobrze umocniona armia usłyszała wycie rebeliantów przetaczające się przed frontem". Inna sytuacja panowała na zachodzie. Tam armie federalne odniosły sukcesy na początku wojny i charakterystycznie - rebeliantom nigdy nie udało się odnieść wielkiego zwycięstwa, na miarę Second Manassas czy Chancelorsville. Dlatego wydaje mi się, że na wschodzie, konfederacja powinna być zachęcana do akcji ofensywnych, być może poprzez jakieś modyfikacje morale podczas ataku.
Kolejne rozdziały poświęcone sa zagadnieniom taktyczny. Griffin analizuje uzbrojenie i wyszkolenie obu armii. Okazuje się, że bardzo dużo czasu zabierała musztra, zarówno na poziomie batalionu jak i brygady czy nawet dywizji, dzięki czemu żołnierze nie mieli raczej problemów z manewrowaniem na polu bitwy, przynajmniej do czasu gdy nie zaangażowali się w walkę. Prawie zupełnie nie poświęcano natomiast czasu na ćwiczenia celności, z użyciem ostrej amunicji. Wynikałoby z tego, że piechurzy wojny secesyjnej tak naprawdę nie potrafili wykorzystać nowoczesnej broni gwintowanej, która znalazła się w ich rękach. Wiele miejsca poświęcono na analizę "chaosu pola walki". Pod ogniem przeciwnika pękała dyscyplina i każdy żołnierz walczył samodzielnie. Utrudnione było przekazywanie komend, do czego przyczyniało się też zróżnicowane pole walki. Żołnierze chętnie otwierali ogień, co zmniejszało ich stres, ale trudno było ten ogień przerwać. Bardzo przydatne są uwagi autora dotyczące organizacji na polu bitwy. Już przy lekturze ksiązki "Maps of Gettysburg" zauważyłem, że organizacja brygadowa nie miała często odzwierciedlenia w walce. Pojedyncze pułki oddzielały się lub przyłączały do brygad, działały samodzielnie, a brygadierzy czasami w ogóle nie nadzorowali wszystkich podległych im jednostek, ograniczając się do dowodzenia najbliższymi. Griffith idzie dalej - podaje przykłady gdy mieszały się poszczególne regimenty, zarówno pod wpływem przypadku, ale także na rozkaz dowódców, używających pojedynczych kompanii do zatykania dziur w linii. Utwierdza mnie to w przekonaniu, ze podczas gry nie trzeba rozpatrywać poszczególnych pułków, ale wystarczy ograniczyć się do szczebla brygady lub dywizji.

18.03.2011

Matthew Spring "With Zeal and With Bayonets Only"

To musiała być pierwsza książka, którą omówię na blogu. Częściowo ponieważ (nie)przypadkowo nosi ten sam tytuł co blog, ale przede wszystkim dlatego, że jest to podstawowa pozycja na półce każdego, kto zajmuje się wojną o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Autor jest historykiem na uniwersytecie w Leeds, a książka jest poszerzoną wersją jego pracy doktorskiej "The British Army on campaign in North America, 1775-1783" i omawia kolejno wszystkie aspekty taktyki i strategii Brytyjczyków podczas tej wojny.
Nie jest moim zamiarem recenzowanie tej książki, gdyż (pochlebne zazwyczaj) recenzje można bez trudu znaleźć na stronach internetowych księgarń. Wolę zająć się analizą zawartych w niej informacji z punktu widzenia wargamera, innymi słowy - jak powinny wyglądać przepisy do gry w świetle informacji, które przekazuje nam dr Spring.
Po pierwsze: walka ogniowa. Dotychczas spotykałem się z wieloma sprzecznymi opiniami na temat skuteczności ognia karabinowego podczas tej wojny. Legendarne są wyczyny amerykańskich riflemenów, uzbrojonych w gwintowane "długie strzelby z Pennsylwanii". Z drugiej strony, przyjmuje się, że regularni żołnierze brytyjscy byli niezrównani w walce ogniowej w zwartym szyku, kiedy mogli prowadzić ogień plutonowy. W którymś opisie pierwszej bitwy pod Saratogą stwierdzono nawet, że generał Gates tylko dlatego opuścił swoje umocnione pozycje, by zmierzyć się z Brytyjczykami w gęstym lesie, gdzie nie mogli oni wykorzystać swojej przewagi w wyszkoleniu strzeleckim.
Spring analizuje po kolei opinie współczesnych na ten temat i dochodzi do odmiennych wniosków. Według niego nie było większej różnicy pomiędzy skutecznością ognia regularnej piechoty brytyjskiej, lojalistów, armii kontynentalnej ani nawet milicji. Ogień plutonowy, aczkolwiek imponujący na ćwiczeniach nie był możliwy do utrzymania w warunkach polowych i już po 2-3 salwach plutonowych żołnierze przechodzili na ogień pojedynczy. W warunkach amerykańskich, w niełatwym terenie i przy rozluźnionych szykach regułą stało się oddawanie salw batalionowych, po których następował albo atak na bagnety, albo bezładny ostrzał, na który oficerowie nie mieli najmniejszego wpływu. Co ciekawsze - nie miała znaczenia szybkość prowadzenia ognia. Autor przywołuje tu opinie oficerów, którzy po doświadczeniach wojny siedmioletniej twierdzili, że "nie należy strzelać za szybko". Obserwowano, że żołnierze przymuszani do szybkiego tempa ładowania broni, robili to niechlujnie, np. zamiast przybić ładunek stemplem uderzali kolbą karabinu o ziemię, by siła bezwładności skompaktowała ładunek w lufie. Tak załadowane pociski miały potem mniejszy zasięg, celność, a nawet siłę przebicia – potrafiły zatrzymywać się na mundurach trafionych żołnierzy.
Z przytoczonych w książce przykładów wynika natomiast, że większy wpływ na skuteczność ognia miały warunki w jakich był prowadzony. Najskuteczniejsza była pierwsza salwa, gdyż karabiny były naładowane przed bitwą, lufy nie były zanieczyszczone przez resztki spalonego prochu, a krzesiwo nie było uszkodzone. Kolejnym ważnym elementem była sytuacja taktyczna. Ogień z przygotowanej pozycji był szczególnie zabójczy, nawet jeśli ta pozycja oznaczała jedynie płot lub mur, o który strzelec opierał swój muszkiet. Także długi czas oczekiwania na przeciwnika sprzyja poprawnemu celowaniu, podczas gdy oddziały, które podczas ataku zatrzymywały się na chwilę by oddać salwę miały tendencję do przenoszenia ognia ponad celem. Jeden z obserwatorów zauważył, żołnierze strzelający w marszu często naciskali spust w momencie złożenia się do strzału, bez celowania. Efekt takiego ognia musiał być mizerny, i rzeczywiście - niektóre oddziały milicji, które pod Guilford Courthouse uciekły przez brytyjskimi bagnetami nie miały podobno żadnych strat, pomimo że przed atakiem Brytyjczycy oddali do nich salwę z bliskiej odległości.

Biorąc powyższe pod uwagę, wydaje się, że wszystkie jednostki używające gładkolufowych muszkietów powinny mieć taką samą siłę ognia, a promowane mogą być oddziały, które nie poruszają się przed oddaniem salwy, ale oczekują przeciwnika na wybranej przez siebie pozycji. Innymi czynnikami wpływającymi na siłę ognia powinny być - pierwsza salwa oraz dym prochowy, przeszkadzający obu stronom podczas przedłużającego się pojedynku ogniowego.

Drugą ważną sprawą, szeroko omówioną w książce jest szybkość manewrów i szyki armii brytyjskiej, ale tym zajmę się w następnym poście.