W
poprzednim poście omówiłem książkę Oskara Sjöströma "Wschowa 1706".
Teraz postaram się wynotować kilka spraw ciekawych z punktu widzenia wargamera.
Sjöström pisze, że aby zostać szwedzkim oficerem trzeba było skończyć studia uniwersyteckie. Może niekoniecznie skończyć, bo w tekście spotyka się przykłady oficerów lub kandydatów na oficerów, którzy porzucili akademię w Uppsali dla wojaczki, niemniej jeśli ta informacja jest prawdziwa to szwedzcy oficerowie z natury rzeczy musieli być lepsi od innych nacji.
Kolejna ciekawostka. Na prawym skrzydle szwedzka jazda
skutecznie zaatakowała wieś, bronioną przez spieszonych dragonów.
Prawdopodobnie wynikało to z faktu, że dragoni nie obsadzili budynków ale
bronili się na ulicach lub na przedpolu wioski. Pokazuje to, że w pewnych
warunkach możliwe były konne ataki na piechotę broniącą terenu zabudowanego.
Ważne są także ustalenia autora w temacie saskich nowozaciężnych pułków. Dotychczas sądziłem, że pułki piechoty sformowane po klęskach lat 1702-1704 składały się z żołnierzy niedoświadczonych i słabo wyszkolonych. Sjöström twierdzi natomiast, że w ich skład weszli różni najemnicy werbowani w całej Europie, między innymi byli weterani armii bawarskiej, rozbitej w kampanii 1704 roku. To zmieniałoby klasyfikację tych jednostek.
Autor wspomina o
przesłuchaniach prowadzonych przez saskie władze, mających na celu ustalenie
przyczyn klęski. Oficerowie i żołnierze byli pytani o ilość strzałów, które
oddali w bitwie. Okazało się, że nawet żołnierze tego samego regimentu podawali
różną ilość zużytej amunicji. Sjöström składa to na karb skomplikowanego ognia
plutonowego albo na słabą pamięć żołnierzy. Dla mnie jest to najlepszy dowód na
chaos wkradający się w szeregi walczących, o którym to piszą Duffy i Nosworthy.
Podczas walki można było oddać dwie, najwyżej trzy salwy na rozkaz, a potem
żołnierze zaczynali strzelać tak szybko jak który umiał, nie bacząc na komendy
oficerów.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń