30.01.2013

Oskar Sjöström - Wschowa 1706

bitwa wg. Theatrum Europaeum

Skończyłem właśnie czytać książkę Oskara Sjöströma o bitwie pod Wschową w 1706 roku i pomyślałem, że mała recenzja nikomu nie zaszkodzi. 
Dużo sobie po tej książce obiecywałem, wieki czekałem aż się ukaże (chyba dwa lata wisiała w zapowiedziach wydawcy) i powiem wprost - nie zawiodłem się. Opis walk jest jasny i przejrzysty. Pokazuje taktykę obu stron jako elastyczną i dostosowaną do lokalnych warunków terenowych, podkreśla rolę dowódców, podaje przykłady lokalnej inicjatywy młodszych oficerów. Jednym słowem - żadnej "skostniałej taktyki linearnej". Nic dziwnego, że to mój ulubiony okres w wargamingu.
Ponadto, co tu dużo mówić, sześć map pokazujących kolejne fazy 3-godzinnego starcia to jak na warunki polskie prawdziwy rekord. Radość studzi nieco fakt, że niektóre mapy nie są dobrze skoordynowane z testem - tak jakby pokazywały odmienne fazy bitwy niż opisane w kolejnych rozdziałach.
gen. Rehnskiöld
Niestety, książka nie zawiera też jednoznacznego ordre de bataille. Jest co prawda osobny plan, pokazujący ustawienie poszczególnych jednostek na polu bitwy, ale ich stany liczebne trzeba mozolnie wyszukiwać w tekście. Gorzej jest z hierarchą dowódców. Żeby dowiedzieć się kto czym dowodził, musiałem poszperać w internecie. 
Podziw budzi ilość materiałów źródłowych. Autor obficie czerpał z niemieckich i szwedzkich archiwów, cytując m.in. zeznania złożone przed saską komisją powołaną do wyjaśnienia przyczyn klęski. Szkoda tylko, że gdy w tekście pojawia się arcyciekawa informacja o szyku szwedzkiej piechoty (pikinierzy zostali ustawieni w pojedyńczej linii, między drugim a trzecim szeregiem muszkieterów) żaden przypis nie pozwala ustalić źródła tej rewelacji. To samo dotyczy osławionego ognia plutonowego, którym miała posługiwać się saska piechota. Autor szczegółowo opisuje tą taktykę, ale skąd wziął informację, że Sasi w ogóle tak walczyli - nie wiadomo. 
Na koniec uwaga dotycząca tłumaczenia. W tekście konsekwentnie pojawiają się skwadrony kawalerii. Hmmm... Nie mam pod ręką żadnej dobrej encyklopedii wojskowości, ale ja zawsze dokonywałem następującego rozróżnienia: Skwadron to termin ukuty podczas szwedzkiego okresu wojny 30-letniej, oznaczający jednostkę taktyczną jazdy lub piechoty, składającą się z kompanii jednego lub kilku różnych regimentów, formowany często ad hoc w przeddzień bitwy. Natomiast jeśli mówimy o pododdziale pułku jazdy, składającym się z dwóch lub trzech kompanii tego samego regimentu, to w polskiej historiografii wojskowej używamy słowa szwadron. Tak przynajmniej uważam.

2.01.2013

Dowcipasy

Czytam ostatnio książkę "Loyal hearts. Histories of american civil war canines". Dzięki niej mam nadzieję powiększyć swoją wiedzę o psach towarzyszących żołnierzom na polach bitew wojny secesyjnej, a co za tym idzie - ilość zwierzaków na podstawkach. 
W książce natknąłem się na następującą anegdotkę: 
Podczas marszu przez rodzinną Wirginię, dwaj żołnierze baterii Richmond Howitzers zawitali na jedną z farm licząc na poczęstunek, który mógł być dla nich miłą odmianą od rutyny żołnierskich posiłków. Właściciel farmy przyjął był jednak wobec nich wyjątkowo szorstki i niemiły, i dopiero po dłuższych staraniach udało się przełamać jego nieufność. Wtedy też starszy człowiek wyjaśnił przyczynę swojej pierwotnej oschłości.
Otóż poprzedniego dnia odwiedziło go kilku piechurów z Armii Północnej Wirginii i podczas gdy część z nich czekała na posiłek, inni zwabili w ustronne miejsce jego psa, wspaniałego owczarka, i ... ostrzygli go "na lwa".